Błogosławieni bracia Henryk Krzysztofik i Fidelis Chojnacki
Jako kapucyńskie Seminarium jesteśmy dumni i zaszczyceni mogąc mieć nad sobą takich patronów. Historia ich życia i męczeństwa w obozie koncentracyjnym, stanowi dla nas wielkie i piękne świadectwo żywej wiary. Formując się na tej samej drodze życia zakonnego i seminaryjnego, co nasi orędownicy w niebie, zwracamy tym bardziej nasz wzrok w stronę naszych błogosławionych braci. Opatrzność Boża sprawiła, że jeden z nich – bł. Henryk – był odpowiedzialny za formację młodych braci, przygotowujących się do kapłaństwa jako rektor; natomiast drugi, bł. Fidelis, był alumnem seminarium. Już sam ten fakt jest dla nas wezwaniem do świętości. Zapraszam do krótkiego zapoznania z historią tych Bożych ludzi, którzy mogą być dla nas jasnym światłem na ścieżce doskonałości chrześcijańskiej.
Wspominając br. Henryka Krzysztofika, zwróćmy uwagę na niego, w świetle wypowiadanych przez niego słów w różnych ważnych okolicznościach. Ukazują nam one uformowane serce, na wzór św. Franciszka. Z pewnych źródeł dowiadujemy się, że upodobał on sobie w wypowiadaniu słowa „Amen”, zgadzając się na bycie kapucynem lub przyjmując święcenia kapłańskie. Jednak jedno z bardziej charakterystycznych zdań, jakimi zasłynął ten brat naszej prowincji to: „Lepiej krótko płonąć, niż długo kopcić”. Odniósł się w ten właśnie sposób do garstki kleryków w październiku 1939 r., będąc już wtedy rektorem seminarium w Lublinie. Inne jeszcze, nie mniej ważne zdanie, które warto zachować w pamięci i sercu, brzmi: „Póki mamy trzeźwy umysł, zróbmy dobrą intencję. Cokolwiek nas w przyszłości spotka, niech każdy ofiaruje to Bogu w jakiejś intencji”. Takim zwrotem posłużył się, gdy on sam oraz jego współbracia zostali aresztowani i uwięzieni przez gestapo na Zamku Lubelskim pod koniec stycznia w 1940 r. Następnie, gdy znajdowali się już w obozie koncentracyjnym w Dachau, br. Henryk widząc, że jego podopieczni podjęli rozpaczliwe próby ukrycia pajdy chleba na później, powiedział: „Nie wierzysz w Opatrzność Bożą? Franciszkanin tak nie robi. Nie bójcie się, nie zginiemy z głodu”. Brat Henryk rzeczywiście potrafił dotknąć sedna sprawy w duchowym ujęciu, nawet w sytuacji krytycznej. Na pożegnanie napisał tak: „Drodzy bracia! Jestem w rewirze, strasznie schudłem, każda kość boli. Leżę na łóżku jak na krzyżu z Chrystusem. I cierpienia swoje Bogu za was ofiaruję. Spotkamy się w niebie”. Napisał je 4 sierpnia 1942 r. po dwuletniej gehennie.
Spójrzmy teraz na bł. Fidelisa Chojnackiego, który szczególnie może nas zaintrygować, ze względu na podobny do naszego stan alumna seminarium. Gdy przyszedł do Seminarium, założył Kółko Współpracy Intelektualnej Kleryków (ułożył jego statut i regulamin, organizował spotkania). Utworzył także Kółko Abstynentów. Wiele czytał i znał mnóstwo języków obcych: niemiecki, francuski, włoski i angielski, a w nowicjacie nauczył się łaciny. To był kleryk, który nie tracił cennego czasu. Polubił on mówić takie zdanie, które w sumie dobrze odzwierciedla podejście do codzienności, jakim się charakteryzował: „Życie nasze i praca składa się zasadniczo z okruchów czasu, kto potrafi wykorzystać każdą chwilę – ową kruszynę czasu – ten wiele potrafi zrobić w każdej dziedzinie”. (o. Benedykt Antoni Drozdowski 1914 – 1988, Broken Arrow). Fidelisa cechowała autentyczna wiara i wielka pracowitość. W czasopiśmie „Rodzina Seraficka” ogłosił kilka artykułów: „Prawdziwa pobożność w życiu tercjarza”, „Trzeci Zakon w zamiarach Kościoła”, „Tercjarstwo wobec wymagań współczesnego życia”, „Dzień porachunku”, „Misje Kapucyńskie”. Pisał między innymi tak: „Co do mnie, teraz coraz więcej piszę. Muszę! Gdy się coś we mnie skrupi, to już nie ma rady, trzeba psuć papier”. W 1937 r. zdał ostatnie egzaminy z filozofii w Zakroczymiu z wynikiem celującym, po czym 28 sierpnia 1937 r. złożył śluby wieczyste. Od wybuchu wojny w 01 września 1939 r. dalsze losy Seminarium były niepewne. Fidelis wysłał wówczas list do swojego wujka ks. Stanisława Sprusińskiego: „Panuje i u nas atmosfera bez jutra, coś co bardzo męczy, nie znamy ani dnia, ani godziny. […] O normalnym życiu nie ma u nas mowy. Nigdy nie wiem co będę robił. To dziwne, prawda? Ale też i męczące”. Ten kapucyński kleryk, gdy najpierw był uwięziony w Zamku Lubelskim, w ciężkich warunkach, braku ruchu, nieprzyjemnym powietrzu, znosił to ze spokojem, a nawet, jak to zapamiętali współwięźniowie – z pewną dozą humoru. Po około pięciu miesiącach został przeniesiony do niemieckiego obozu w Saschenchausen. Fidelis stracił tam właściwe sobie – optymizm i pogodę ducha. Nie załamywał się jednak, lecz był do końca spokojny, cichy i oddany modlitwie. Dnia 14 grudnia 1940 r. został wywieziony do obozu w Dachau. Odtąd był już tylko numerem 22473, który wytatuowano mu na przedramieniu. Spotkały go tam, jak można się domyśleć, liczne cierpienia, pobicia. Jeden ze współwięźniów miał go określić w ten sposób: „Godził się na śmierć i Bogu składał w cichej ofierze wszystkie swoje sny i marzenia o pracy w przyszłości. Ukojenie spływało powoli na serce osłabione, z trudem wybijające ostatnie swe drgnienia na ziemi”. Latem 1942 r. pożegnał się z towarzyszami: „Był jakby dziwnie ukojony i uciszony w sobie, w oczach miał nawet pogodne błyski, ale to już były błyski nie z tego świata. Ucałował się z każdym z nas i pożegnał nas słowami godnymi syna św. Franciszka: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Do widzenia w niebie”. Zmarł 09 lipca 1942 r.
Mając zaledwie tę garść informacji z życia tych dwóch błogosławionych braci, wystarczająco możemy zaczerpnąć dla siebie duchowego wigoru, do pójścia w ich ślady wiary i męstwa, pośród wielkiej próby powołania. Cieszymy się, że Seminaryjna Kaplica również poświęcona jest tym dwóm braciom. Od jakiegoś czasu przechowujemy tam relikwie bł. Fidelisa Chojnackiego, którą jest mała książeczka Ewangelii Świętej z jego podpisem i wypisanymi słowami na stronie tytułowej.
Niedługo ukaże się kolejny artykuł poświęcony jeszcze jednemu patronowi naszego seminarium – świętemu Wawrzyńcowi z Brindisi.
br. Mateusz Kamecki OFMCap
